Dziś mokro, deszczowo i zimno. Nawet synek udał się już na nocny sen - co mu się normalnie o tej godzinie nie zdarza. Ale dzięki temu może uda mi się skończyć inny wianek- który zaczęłam kilka dni temu - w kolorze czerwieni. Ten tradycyjnie wykonany na słomianym spodzie, oklejony w zasadzie wszystkim co wpadło mi w ręce... są szyszki, orzechy, susz egzotyczny, kasztany, łupiny itp.
Na szybko powstał także drugi, w sumie też jesienny. Tym razem z żywych kwiatków. Specjalnie dla Betinki :)
przepiękne :) przypuszczam, że zrobienie ich kosztowało Cię sporo pracy.
OdpowiedzUsuńDziękuję gdańszczanko :) Jak robię jakiś wianek to nie patrzę jak bardzo jest on pracochłonny, bo to taka chwila odpoczynku, czas dla siebie. :)
OdpowiedzUsuńP.S przeważnie wieczorem jak synek zaśnie :)
Chyba nadajemy na tych samych falach :), będę tu często zaglądać i czerpać inspiracje :). Bardzo mi się podobają właśnie takie naturalne wianki. Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńI vice versa :)
OdpowiedzUsuń